Oto prawdziwa wersja historii Smoka Wawelskiego przez niego samego
opowiedziana w książce Stanisława Pagaczewskiego „Misja Profesora
Gąbki”:
Smok wygodnie rozparł się w
fotelu i zapalił fajkę
– Gdy byłem jeszcze takim
klasycznym smokiem, miałem wielu wrogów. Znalazł się między nimi pewien
niedorosły mędrek, który podrzucił mi barana nadzianego siarką, szkłem i drutem
kolczastym.
– Brr, to okropne – wzdrygnął się
Rufinus.
– Kto wie – ciągnął dalej Smok –
czy nie dołożył jeszcze musztardy, czosnku i fasolki po bretońsku. Byłem
głodny, więc pożarłem tę zakąskę, choć trochę zgrzytała mi w zębach. Skutek był
straszny!
– Wyobrażam sobie – jęknął z
przejęciem dyrektor rezerwatu.
– To sobie nawet trudno
wyobrazić. To trzeba było przeżyć. Ale jakoś przeżyłem – uśmiechnął się Smok –
tylko że do dziś nie znoszę baraniny. Moi wrogowie, aby uspokoić mieszkańców miasta,
rozgłosili, że wypiłem pół Wisły i rozpadłem się na 1245 kawałków! Na dowód
powiesili na Wawelu kilka rzekomo moich kości. Muszę przyznać, że był to nawet
niezły chwyt propagandowy… Gdy po długiej chorobie znów wylazłem z jamy na
brzeg Wisły, stwierdzili oficjalnie, że to już nie jestem ja, ale jakiś inny,
tym razem zupełnie nieszkodliwy Smok. Żeby im nie robić przykrości, ogłosiłem,
że odżywiam się ryżem z pomidorami, czemu zresztą jestem wierny aż do dziś.
– A co się stało z tymi kośćmi? –
zapytał Rufinus.
– Są tam, gdzie je powieszono –
wyjaśnił Smok – ale obecnie wszyscy przewodnicy tłumaczą turystom, że to
kopalne szczątki mamuta, co zresztą zgodne jest z prawdą.
Rufinus zamyślił się.
– No dobrze, a jak to było z tymi
krakowiankami, które podobno codziennie zjadałeś na śniadanie?
Smok spodziewał się widać tego
pytania, rozwarł bowiem paszczę od ucha do ucha i roześmiał się serdecznie.
– Skądże znowu! Po prostu
wydawałem je za rycerzy, którzy przybywali z dalekich stron, aby mnie zabić. Każdemu
śmiałkowi mówiłem tak: „Bierz babkę i spływaj, ale tak, żeby was nikt nie
widział, jeżeli nie chcesz, bym cię pożarł…” Żaden mi nie odmówił. Niektóre z
tych dziewcząt zrobiły nawet wielką karierę, jak pewna Elżunia, która została
królową Papilocji i wprowadziła w swym państwie minispódniczki. W tamtych
czasach nie było jeszcze poczty ani telefonu, wszyscy więc myśleli, że to ja je
pożarłem…
Obrazki z II części trylogii Przygody Baltazara Gąbki „Misja Profesora Gąbki”
Obrazki z III części trylogii Przygody Baltazara Gąbki „Gąbka i latające talerze”