To początek tej opowieści:
W pewien czwartek pod koniec
upałów, w stawku z brązową wodą, na prawo od drzew, na których wisiał hamak
Tatusia, Muminek złowił małego smoka.
Rzecz jasna, nie miał zamiaru
wyłowić smoka. Usiłował jedynie nałapać trochę drobnych stworzonek, które krążyły
w mule na dnie; chciał bowiem zbadać, jak poruszają nogami, i sprawdzić, czy
rzeczywiście niektóre z nich pływają tylko tyłem. Ale gdy szybko podniósł
słoik, było w nim coś zupełnie innego.
– Na mój ogon! – szepnął Muminek.
Trzymał słoik w obu łapkach i
patrzył.
Smok nie był większy od pudełka
zapałek, a pływając w wodzie, ślicznie poruszał przezroczystymi skrzydłami,
równie pięknie ukształtowanymi, jak płetwy złotej rybki.
Jednakże żadna złota rybka nie
była złota do tego stopnia jak ten miniaturowy smok. Aż mienił się, aż był
chropowaty od złota w blasku słońca. Głowę miał jasnozieloną, a oczy żółte jak
cytryna. Każda z jego sześciu złotych nóżek była zakończona zieloną łapką, a
odwłok ku ogonowi również przechodził w zieleń. Jednym słowem, był
zachwycający.
Muminek zakręcił pokrywkę słoja
(z dziurkami na powietrze) i postawił go ostrożnie na mchu. Potem położył się
na brzuchu i zaczął przyglądać się smokowi z bliska.
Smok podpłynął do szklanej ściany
i otworzył paszczę pełną ostrych, białych zębów.
„Jest zły – pomyślał Muminek. –
Zły, chociaż taki okropnie mały. Co robić, żeby mnie polubił?... I co on je?...
Co jedzą smoki?”.
A co było dalej, o tym warto poczytać w książce Tove Jansson „Opowiadania z Doliny Muminków”, a później zobaczyć film:
i koniecznie zrobić rysunek tego małego smoka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz