(ilustracja Bogdan Butenko)
Na Wawelu, proszę pana,
Mieszkał smok, co zawsze z rana
Zjadał prosię lub barana.
Przy obiedzie smok połykał
Cztery kury lub indyka,
Nadto krowę albo byka.
Nagle raz, przy Wielkim Piątku,
Krzyknął: „Coś tu nie w porządku!”
Poczuł wielki ból w żołądku,
Potem spuchła mu wątroba,
Dwa migdały, płuca oba,
Jak choroba, to choroba!
Smok pomyślał: „Proszę, proszę,
Nie mam zdrowia za dwa grosze,
Czas już zostać mi jaroszem”.
I smok biedny od tej pory,
By oczyścić krew i pory,
Jadał marchew, jadał pory,
Groch, selery i kapustę,
Wszystko z wody i nietłuste,
Żeby kiszki były puste.
Tak za roczkiem mijał roczek,
Smok nasz stał się jak wymoczek,
Wprost nie smok, lecz zwykły smoczek.
Odtąd każda mądra niania
Dziecku daje go do ssania.
CIEKAWOSTKA:
We wszystkich niemal
współczesnych językach wyrosłych z pnia indoeuropejskiego smok jest
etymologicznie wyprowadzony z greckiego słowa drákōn, znaczącego „bystrooki”. Od tego
pochodzą dragon, dragone, Drache, drage,
drake. To samo dotyczy Słowian, u których jest drakon, drak, dragan. I tylko Polacy wyłamali
się z szeregu całkowicie: mamy nasze własne i niepowtarzalne słowo „smok”,
które, jak chce Brückner, pochodzi od indoirańskiego słowa oznaczającego
„połykanie” (stąd też „smoktnąć”, „cmoknąć”).
/ A. Sapkowski, Rękopis znaleziony w smoczej
jaskini. Kompendium wiedzy o literaturze fantasy, Warszawa 2001; str.
203. /
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz